Słońce wzniosło się ponad całe miasto. Od
dłuższego czasu swoimi ciepłymi promieniami muskało policzki gawędzących ze
sobą Matta i Faye. Dziewczyna czasami sprawiała wrażenie nie zbyt chętnej do
rozmowy. Czasami po prostu się wyłączała i między dwójką nastawała głucha
cisza. Zdarzało się jednak, że z zaciekawieniem przysłuchiwała się kolejnym
historiom chłopaka. Sprawiał, że na twarzy dziewczyny, co jakiś czas pojawiał
się zamaskowany, choć wcale nie tak trudny do odszyfrowania uśmiech. Niestety,
tego obawiała się Faye. Za każdym razem ten uśmiech nie trwał nawet dłuższą
sekundę. Zawsze wracało jedno niechciane wspomnienie, które przewinęło się
przez umysł Faye. Jedno wspomnienie, które potrafiło zburzyć całą aurę, którą
Matt tak starannie próbował ułożyć.
Znów nastała cisza, która była ich
nieoderwalnym towarzyszem.
Dziewczyna pierwsza wstała na równe nogi. Do
głowy od razu wpadł jej pomysł, by tak po prostu, bez żadnych słów odwrócić się
i skierować prosto do domu, zostawiając chłopaka samego. Myśl ta jednak szybko
ją opuściła, widząc jak Matt tuż po niej podnosi się i staje zaraz za nią.
- Muszę już iść. – powiedziała bez większego
entuzjazmu, mierząc wzrokiem spokojną
taflę wody przed sobą.
Przez jej głowę przewinęła się tak błaha myśl,
że Faye zaczęła nie poznawać samej siebie. Czy chciała spędzić z nim więcej
czasu? Po prostu czuć obok siebie jego obecność? Być może samotność zaczęła ją
przerastać?
Otworzyła usta, jednak w ułamku sekundy szybko
je zamknęła, wybijając sobie z głowy obecność jakiejkolwiek osoby.
Musisz
być sama…
Matt włożył ręce do kiszeni czarnej kurtki i
bez speszenia przyglądał się dziewczynie. Widząc jak ta szykuje się do odejścia
z impetem złapał ją za rękę.
- Wcale nie musisz iść. Zostań, proszę.
Propozycja Matta jeszcze bardziej namieszała w
niemałym mętliku w głowie Faye.
Wahała się i nie potrafiła definitywnie
powiedzieć NIE. Zatłoczony rozum cicho szeptał jej wszystkie możliwe
konsekwencje podjęcia złej decyzji.
Serce jednak waliło jak szalone, tłumiąc w
sobie strach przed kolejną dawką samotności.
- Chodź. – zachęcił ją. – Przejdziemy się,
porozmawiamy jeszcze. Nie chcesz zostać sama. – wyszeptał.
- Nic nie wiesz. – powiedziała ostrym tonem w
stronę chłopaka.
- Więc pozwól mi się dowiedzieć.
Zawsze był jeden krok przed nią.
Zawsze wiedział jak się zachować, co
powiedzieć.
Czasami
nawet milczenie go ratowało i było jego mocną stroną.
Wszystko
co robił było zadziwiająco perfekcyjne.
Wszystko co robiła Faye, było jedynie wstępem
do jeszcze większej porażki, która nieustannie ją odwiedzała.
Z każdym dniem coraz bardziej stawała się ona
nieoderwalnym elementem w jej życiu.
Życiu, które Faye co chwilę mogła określać
mianem porażki. Zadziwiająco… beznadziejne.
- No chodź. – Matt uśmiechnął się do niej i
pociągnął ją delikatnie w kierunku plaży.
Piasek sczeszczył pod ich stopami, fale
przyjemnie goiły rodzącą się między nimi ciszę. Ciepły powiew wiatru muskał ich
skórę, niosąc ze sobą echo zabawy ludzi, niedaleko spędzających swój wolny czas
na plaży. Faye swój wzrok skierowany miała na błękit morza i lśniące na jego powierzchni promienie
słońca, które nieprzyjemnie oślepiały ją swoim blaskiem. Wsłuchiwała się w
aurę, która ją otaczała. Jednak myślom pozwoliła skupić się na brunecie.
Pozwoliła, bo nie widziała innego wyjścia. Nie potrafiła się zniechęcić, stale
coś ją do niego pchało.
Konsekwentnie ciągnąc za sobą przeszłość…
Z kolejnymi krokami coraz bardziej zbliżali
się do tłumu bawiących i śmiejących się ludzi.
Chaos z większą siłą zaczynał huczeć w uszach
dziewczyny. Gdy znaleźli się w samym środku, najbardziej zatłoczonego miejsca
na plaży, Faye nie wytrzymała.
- Nie możemy tu zostać. – znowu zaczęła czuć
się źle. Śmiech każdego człowieka wypalał jej umysł. Miała wrażenie, jak cały
tłum ją otacza, nie pozwalając jej znaleźć zwrotnego punktu wyjścia. Jej ciało
drżało.
Jej nienawiść do siebie była tak duża, że
zaczęła przelewać ją na innych ludzi. – Idźmy dalej.- szepnęła, ciągnąc za sobą
Matta.
Jak
najszybciej musiała się uspokoić, inaczej skończyłoby się to dla niej kolejnym
atakiem paraliżującego strachu.
Dzisiaj miało być inaczej…
Gdy minęła godzina wędrowania wzdłuż plaży, a
z głowy Faye całkowicie ulotniły się odgłosy plażowiczów, zatrzymali się w
najbardziej wyciszonym miejscu, jakie mijali.
Usiedli na rozgrzanym piasku, napawając się milczeniem otaczającej ich
natury. Dziewczyna podkuliła nogi pod brodę, stale przesypując między palcami
ciepłe ziarenka piasku. Chłopak z ewidentnym zadowoleniem na twarzy, podpierał
się na łokciach, co chwilę spoglądając na profil blondynki. Co jakiś czas ich
spojrzenia się stykały, a powietrze wokół gęstniało pod naporem kumulujących
się w nich emocji.
Niebo różowiało z każdą minutą coraz bardziej.
Widok był zadziwiający. Wpatrując się w niego, Faye szczerze się uśmiechała.
-
Nie wiedziałem co zrobić, więc postanowiłem po prostu spuścić głowę i żeby
dłużej się nie kompromitować wyszedłem z sali.
Słuchała zabawnej opowieści Matta, czekając na
puentę. Czuła się inaczej.
Kiedyś miała wrażenie, że jest normalna. Nie
nazbyt szczęśliwa. Ale potrafiła korzystać z życia.
Po śmierci Clarries cierpiała. Prócz
przygnębienia, nienawiści i odosobnienia nie czuła nic, co mogłaby chociażby
przybliżyć ją do pozytywnego myślenia. Do teraz.
W tym momencie wszystkie te uczucia chwilowo
przeminęły.
Czuła się wolna. Wieczna.
Czując zapach morza i słysząc szum fal
potrafiła się wyciszyć. Potrafiła się uśmiechnąć i powiedzieć zdanie bez
wymuszenia i ściskającej guli w gardle. Potrafiła słuchać bez nękających ją
wspomnień. I gdyby mogła zostałaby tu na zawsze, nie wracając do otumanionej
rzeczywistości, która czyhała na nią tuż za lasem.
Ale wiedziała, że nic nie trwa wiecznie.
Cieszyła się z tej chwili tu i teraz, na tyle ile umiała.
Kończąc swoją opowieść, chłopak zauważył
dumanie swojej towarzyszki. Długo się nie zastanawiał. Wstał, otrzepał spodnie
z piasku i wysunął dłoń w kierunku siedzącej dziewczyny, zachęcając ją przy tym
swoim najpiękniejszym uśmiechem. Faye nie potrafiła oprzeć się, by nie zajrzeć
brunetowi prosto w oczy i pożerać każdy milimetr jego idealnego uśmiechu.
Zastanawiała się jednak, co chodzi mu teraz po głowie.
- Co się stało? – zapytała, obawiając się, że
Matt chce już wracać. Ona tego nie chciała.. pragnęła zatrzymać czas, spędzić
kolejne godziny na siedzeniu tutaj z nim. Nie chciała od nowa walczyć z czekającą
na nią rzeczywistością. Mijanie jej było łatwiejsze.
- Woda na pewno jest ciepła. – odparł,
spoglądając na łagodną taflę morza. – Nie daj się prosić. – jego głos działał
na Faye kojąco. Niski, z charakterystyczną chrypką pełną ciepła, którego
potrzebowała.
- Nie, proszę. Nie lubię wody. – powiedziała,
przecząco kiwając przy tym głową.
- Wiesz co, nie mam zamiaru cię o to prosić,
zmuszę cię. – zaśmiał się i zaczął łaskotać blondynkę.
Gdy ta opadła z bezsilności, dławiąc się ze
śmiechu, zabrał ją na ręce i pobiegł w stronę morza.
- Matt, jeśli to zrobisz to pożałujesz. –
wyjęczała, kurczowo trzymając się chłopaka w obawie przed spotkaniem z wodą.
Ostatnie, co było słychać to pisk dziewczyny , który urwał się w momencie, gdy
ta znalazła się pod wodą. Zła wynurzyła się na powierzchnię, spoglądając na
unoszącego się w wodzie chłopaka. Jego donośny śmiech odbijał się dookoła nich.
- Nie było tak źle. – powiedział. – Twoja
złość w tym momencie, była tego warta.
Na te słowa odbił się od niego strumień wody.
Dziewczyna chlapała go tak długo, aż stało się to dla niej męczące.
- Dobra, pasuje. – odparła i zrezygnowana
puściła ręce wzdłuż ciała. Przeczesała mokre, przylepiające się do jej twarzy
kosmyki włosów. Matt nie mógł oderwać od niej oczu. Jej delikatna skóra, pełne
usta, delikatnie zadarty nosek, który uwielbiał obserwować z profilu. Gęste
rzęsy i oczy. Błyszczące, przepełnione cierpieniem, skrytym w głębi ich czerni.
Czasami sprawiające wrażenie wołania o pomoc. Zdesperowane.
Nie mógł się powstrzymać. Nawet nie chciał.
Złapał Faye za dłoń, odwracając ją w swoją
stronę. Jeszcze raz spoglądając w jej tęczówki. Dotknął opuszkiem palca jej
bladego policzka, przybliżając się do jej drżących warg. Słyszał jej
przyspieszone bicie serca i zauważył, zbierające się w oczach łzy. Delikatnie
musnął dolną wargę blondynki, z czasem pogłębiając pocałunek. A Faye poczuła na
sobie blokadę. Nie potrafiła nawet kiwnąć palcem. Oddawała co drugi pocałunek
bruneta, smakując jego ust. Czując jego zapach myśli się wyłączyły. Przestały
ją słuchać. Jednak gdy chłopak przysunął ją bliżej siebie, łapiąc w talii
odzyskała racjonalne myślenie. Sumienie sprowadziło ją na ziemie, nie
pozwalając dłużej cieszyć się z tej chwili. Cierpienie wróciło. Rzeczywistość,
przed którą tak nieudolnie uciekała dorwała ją szybciej, niż się tego
spodziewała. Nie mogła mu tego robić...
Położyła
ręce na klatce piersiowej chłopaka i ode pchała go od siebie. Łzy wypływały
jedne po drugiej. Jej głowa buzowała od nawału wspomnień.
Faye?
Nie
wiem co mam ze sobą zrobić..
Chciałam się tylko pożegnać.
Przepraszam.
Głos Clarries przepełniony bezsilnością.
- Nie rób tego nigdy więcej! – wykrzyczała w
jego stronę.
Wybiegła z wody, stając na brzegu. Matt był
zaskoczony i jednocześnie przerażony zachowaniem blondynki. Widział w jej
oczach strach. Chciał jakoś pomóc.
Dziewczynie zaczęło robić się duszno. Atak
paniki ją przerastał.
Znowu poczucie nienawiści i gardzenie swoją
osobą. Wszystko się zwiększyło.
- Przepraszam. – szepnęła, nawet nie
spoglądając na chłopaka.
Nie potrafiła powtórnie spojrzeć mu w oczy.
Bała się, że wyczyta z niej wtedy całą winę.
Dowie się. Wszyscy się dowiedzą.
Jego szczerość
niszczyła ją bardziej, niż same jej kłamstwa.
Odwróciła się i pobiegła przed siebie.
- Faye!
Matt ją zawołał, ale nie miał w sobie na tyle
siły, by pobiec za nią. Bezsilność nim zawładnęła, wyrzucając mu błąd, który
przed chwilą popełnił.
***
Przepraszam za tak długą nieobecność. Wena całkowicie mnie opuściła. Teraz wróciła i mam nadzieję, że zagości na dłużej :)