piątek, 21 grudnia 2012

4. Try to get out of the night



Zanim jej oczy znowu ujrzały promienie słońca, dochodziło już południe. Muskające ją promyki sprawiały, że Faye zapomniała o przykrych wspomnieniach i pozwoliła ponieść się nierealnym złudzeniom na spędzenie radosnego dnia w gronie przyjaciół.  Za bardzo ją poniosło. Pomyliła się. Złudzenie szybko przegoniła szara rzeczywistość. Czerwone ślady na nadgarstku i dające o sobie znać poobijane biodra wszystko potwierdziły. Zawsze powtarzała, że marzenia nic nie kosztują. Jedynie przynoszą rozczarowanie, które bądź co bądź, boli wtedy najbardziej. 

Leniwie wygrzebała się z białej pościeli, podnosząc się do pionu i instynktownie złapała się za pulsującą głowę. Miała wrażenie, że zaraz eksploduje. Kac? Nie miał prawa przecież się pojawić. Nie raz wypiła więcej i była w lepszym stanie niż po wczorajszych trzech drinkach.

Wolnym i dosyć nie pewnym krokiem, ciągle odczuwając ból biodra i głowy, ruszyła w stronę łazienki.
Odkręciła kurek z zimną wodą, oblewając nią całe swoje ciało. Zamoczyła włosy i starannie nałożyła na nie szampon o zapachu czekolady, który niegdyś mogła wąchać godzinami. A który teraz sprawiał, że w jej gardle pojawiała się gula nie do przełknięcia. Za każdym razem, gdy do nozdrzy Faye przedostawał się zapach czekolady, robiło się jej niedobrze.
Szybko spłukała z siebie całą pianę  i gotowa wyszła z łazienki.

Siedziała w kuchni i popijała gorącą herbatę. Obok stała szklanka wypitej wody i listek w pół zjedzonych tabletek przeciwbólowych. Co godzinę popijała kolejną, a miała wrażenie, że ból zamiast ustępować, z każdą minutą przybierał na sile. Trzęsącą dłonią sięgnęła po następną tabletkę, szybko pakując ją do ust. Wylała końcówkę zimnej już herbaty do zlewu i poszła do salonu, zwijając się w kłębek na kanapie.

Obracała się z boku na bok. Wszystko dookoła ją denerwowało. Słyszała przejeżdżające drogą samochody. Przechodniów, stale ze sobą rozmawiających. Każdy, najmniejszy wpadający do jej ucha dźwięk, podnosił jej ciśnienie. Irytowało ją nawet światło, przedzierające się przez duże okno, którego promienie pechowo padały na jej bladą i zmęczoną twarz.

Dochodziła popołudniowa pora, więc ruch na ulicy wzrastał. Dziewczyna przeklęła na cały głos. Energicznie podniosła się z sofy, podeszła do uchylonego okna i z impetem je zamknęła. Odcinając tym samym jedyny dostęp świeżego powietrza w całym domu. Od razu zapanowała nieprzyjemna dla ucha cisza. Faye, spojrzała jeszcze na białą sofę, na której przed chwilą leżała i widząc odbijające się na niej światło, zasłoniła wszystkie okna ciemnymi roletami. Cisza i półmrok panujący teraz w pokoju nieco ją uspokoił.
Przed ponownym położeniem się wstąpiła do kuchni i tam połknęła kolejna tabletkę, tym razem uspokajającą. Drżenie rąk  ustępowało.
Położyła głowę na małej kwadratowej poduszce, a oczy same zaczęły się jej zamykać. Świat i wyobraźnia zaczęły się oddalać, czas zwalniał, a echo odbijające się z zewnątrz powoli ustawało.

Szybko otworzyła oczy i podniosła się do pozycji siedzącej. Rozejrzała się dookoła, przecierając dłonią mokre czoło. Panowała cisza, jedyne dźwięki dostające się do uszu Faye, to szybsze bicie jej serca. Wstała i podeszła do zasłoniętego okna. Opuszkami palców odsłoniła kawałek i wyjrzała na zewnątrz. Jasne, wysokie lampy rozświetlały chodnik. Poza tym, wszędzie było już ciemno.  Spojrzała na zegarek, stojący niedaleko niej  i wytężając wzrok, sprawdziła godzinę. Pokręciła głową, nie dowierzając. Dochodziła już pierwsza w nocy. Spała jak niemowlę.

Minęła godzina, a ona chodziła z kąta w kąt,  nie wiedząc, co ze sobą zrobić.

Minęła druga godzina. Znudzona ciągłym chodzeniem tam i z powrotem, usiadła na łóżku w swoim pokoju, puszczając muzykę na tyle głośno, by zagłuszyć wszystkie kumulujące się myśli. Podkuliła nogi pod brodę, kładąc ją na kolana. Chciała, żeby czas zaczął płynąć jej szybciej.

Pół godziny wlepiania wzroku w jeden, nic nie znaczący punkt. Kolejne pół godziny bezsensownego patrzenia się w sufit.
Na dworze zaczęło się przejaśniać. Noc miał zastąpić dzień. Nagle Faye przyszedł do głowy pomysł, z pewnością lepszy, niż ciągłe siedzenie na łóżku. Wstała, ubrała się nieco cieplej i wyszła z domu.

Od dzieciństwa kochała wschody i zachody słońca. Naturalna magia, której nie była w stanie się oprzeć. Czas na refleksje i  wewnętrzne toczenie wojny z samym sobą. Idealna chwila.  Usiadła na krawędzi klifu. Fale rozbijały się pod jej stopami. Wschodziło słońce. Na jej oczach rodził się nowy dzień.
To, co obiecała sobie przed wyjściem z domu, z trudem jej teraz przychodziło. Od śmierci Clarries ani razu nie była na jej grobie. Ani razu nie odważyła się do niej odezwać. Nawet w myślach. Teraz się przełamała. Pierwszy raz zebrała w sobie na tyle siły, by odezwać się do Clarries.  Jedno słowo, po nim kolejne. Łączyła je w krótkie zdania. Mówiła. Cicho szeptała pojedyncze, zrozumiałe tylko dla niej słowa. Chociaż i tak nie do końca wierzyła, by to miało większy sens.
Do tej pory przyznawała się do winy przed sobą samą. Teraz  chciała przyznać się też przed Clarries. I choć było już za późno, pragnęła ją przeprosić. Już nic nie znaczące przeprosiny, które od tylu dni tłumiła w sobie.

Cisza. Siedziała tu już dobrą godzinę. Czas płynął jej teraz szybko. Krążące po głowie nieprzyjemne myśli, zabijały czas. Łzy nie zdołały wydostać się z pod jej powiek, ale dynamicznie się w nich zbierały. Usłyszała cichy szelest.
- Śledzisz mnie? – zapytała swoim ochrypłym głosem, nawet nie spoglądając do tyłu.
Chłopak był zaskoczony. Nie tym, że zastał ją akurat tutaj. Ale tym, że tak szybko go zauważyła. Już z nieco większą odwagą, usiadł tuż obok niej.
- Możesz mi nie uwierzyć, ale to zwykły przypadek. – starał się brzmieć wiarygodnie. Ale przecież taka była prawda? Nie zaprzeczył jednak samemu sobie, że z tego dosyć dziwnego zbiegu okoliczności, całkiem się nawet cieszył.
Przypadek czy przeznaczenie?
Na twarzy Faye zagościł tajemniczy, bardzo delikatny uśmiech. Czy naprawdę się uśmiechnęła? Minęło tyle czasu, ale nie na tyle, by zapomniała, jakie to piękne uczucie. Szczery uśmiech mógł chociaż odrobinę uleczyć jej rozerwane serce.
- Więc, co robisz tu o tak wczesnej porze?
To samo pytanie mogłabym zadać tobie.. pomyślała, ale nie wypowiedziała tego na głos. Nie chciała kłamać, ale powiedzenie prawdy też nie wchodziło w grę.
- Nie mogłam spać. Musiałam coś ze sobą zrobić, a to miejsce zawsze jest wobec mnie wyrozumiałe. Po prostu często je odwiedzam. Tak było i tym razem.  – sama do końca nie zrozumiała swojej wypowiedzi.. widziała, że Matt też układał sobie jej zdania w głowie, w celu zrozumienia czegokolwiek. Nie chciała zamartwiać się już tym, czy mu się to udało.
Znowu ta cisza.. za każdym razem, gdy „na siebie wpadali” to właśnie ona im towarzyszyła. Faye beznamiętnie wpatrywała się w wschodzące słońce, a Matt tylko ukradkiem na nią zerkał w taki sposób, by przypadkiem ona tego nie zauważyła. Wszystko w niej było dla niego idealne. Z każdą chwilą uświadamiał sobie to bardziej. Tylko jej chłodny i zamaskowany w bólu wyraz twarzy był niepokojący. Chciał to jakoś zmienić, ale miał wrażenie, że każda jego próba zostanie przez blondynkę odrzucona. Jakby od rzeczywistości oddzielała ją gruba warstwa obojętności.
- Lubisz wschody słońca? – zapytał, gdy zauważył z jakim zaangażowaniem dziewczyna błądziła wzrokiem, a kąciki jej ust delikatnie unosiły się ku górze.
- Wschody i zachody. To najpiękniejsze, co może być.
- Najpiękniejsze? A rodzina, przyjaźń, miłość..
- Nigdy nie miałam rodziny z prawdziwego zdarzenia, więc nie znam tego uczucia. Przyjaźń szybko umiera… Zawsze druga osoba zrobi coś nie tak. A miłość? Czasami zastanawiam się, czy w ogóle istnieje. – nawet nie zastanawiała się nad swoją wypowiedzią.
- Pierwszy raz spotykam się z tak sceptycznym podejściem do życia.
- Mam uznać to za komplement?
- Jeśli tylko chcesz. – uśmiechnął się.
Brunet przeniósł swój wzrok z powrotem na dziewczynę. Jego uwagę przykuły sine ślady na nadgarstkach dziewczyny. Domyślił się, że są to znaki za jej niepotrzebne wtykanie nosa, choć intencje prawdopodobnie miała dobre.
- Miałaś jakiś konkretny powód, by interweniować? Znałaś ich? – zadał pytanie, wskazując na zadrapania.
Faye chciała uniknąć tego pytania. Teraz zaczęła żałować, że w ogóle tu przyszła. Starała się znaleźć jakieś sensowne wytłumaczenie, ale błądząc wzrokiem po czystym niebie, nic nie przychodziło jej do głowy.
- Nie znałam ich. Ale kiedy widziałam, jak marnują sobie życie coś mnie tchnęło, żeby być tą osobą, która to zakończy.. Miałam ochotę pomóc, albo wpłynąć jakoś na życie przynajmniej jednej osoby. Wpłynąć pozytywnie. – dodała szeptem.
-Czasami się nie udaje. – zerknęła na niego – Co nie znaczy, że można się poddać. – przytaknęła mu na znak, że się z nim zgadza.
- Najwyraźniej Clarries nikt nie był w stanie pomóc. – dodał. Wspomnienia powróciły także do niego.  Jej śmiech i dosyć częste poczucie humoru. Tak ją zapamiętał. Tak było łatwiej..
- Być może nikt nie próbował. – głos jej się załamał. Ona była tą osobą. Gdyby tylko ludzie wiedzieli, znienawidziliby ją. A tak tą nienawiść nieustannie odczuwała tylko ze swojej strony.
Matt zauważył dziwne zachowanie ze strony blondynki. Jej ręce zaczęły się trząść. Odwróciła wzrok i przez dobre kilka minut w ogóle nie zwracała na niego uwagi. Całkowicie się odcięła. Chłopak nie chciał dłużej męczyć ją wspomnieniami o Clarries. Najwyraźniej to był powód jej ciągłego odizolowania się od reszty. W dodatku ciągnięcie tego tematu było trudne także dla niego. Zaczął nawiązywać rozmowę do swoich przygód. Opowiadał dziewczynie mnóstwo rzeczy. Faye czasami sprawiała wrażenie nieobecnej, ale w niektórych momentach udało się mu nawet ją rozśmieszyć. Delikatny uśmiech na jej twarzy sprawiał, że chłopak starał się jeszcze bardziej. Teraz nic nie było w stanie go zniechęcić.

4 komentarze:

  1. Cudowny rozdział, choć smutny. Faye i Matt znowu się spotkali! Niby przypadkiem, ale spotkali! Wierzę, że Matt wyciągnie Faye z tej szarej rzeczywistości! Ale twórczość zostawiam Tobie, bo bardzo lubię w jaki sposób piszesz, podziwiam Cię. A no czekam na następny rozdział! Pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
  2. A bym zapomniała, świetna piosenka w tle :)

    OdpowiedzUsuń
  3. piszę z anonima, ale wiesz, kim jestem.
    rozdział smutny, dość oryginalny, choć szczerze mówiąc, wiesz że rzygam smutkiem jak tęczą. piękny rozdział, piszesz coraz lepiej, szkoda że trzeba było czekać (a może nie, tylko ja nie ogarniam?).
    cudownie

    OdpowiedzUsuń
  4. Twój blog uzyskał odmowę na krytyczne-oceniajace.blogspot.com Zapraszam do zapoznania się z powodem odmowy.

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy