Zanim jej oczy znowu ujrzały promienie słońca,
dochodziło już południe. Muskające ją promyki sprawiały, że Faye zapomniała o
przykrych wspomnieniach i pozwoliła ponieść się nierealnym złudzeniom na
spędzenie radosnego dnia w gronie przyjaciół.
Za bardzo ją poniosło. Pomyliła się. Złudzenie szybko przegoniła szara
rzeczywistość. Czerwone ślady na nadgarstku i dające o sobie znać poobijane
biodra wszystko potwierdziły. Zawsze powtarzała, że marzenia nic nie kosztują.
Jedynie przynoszą rozczarowanie, które bądź co bądź, boli wtedy
najbardziej.
Leniwie wygrzebała się z białej pościeli,
podnosząc się do pionu i instynktownie złapała się za pulsującą głowę. Miała
wrażenie, że zaraz eksploduje. Kac? Nie miał prawa przecież się pojawić. Nie
raz wypiła więcej i była w lepszym stanie niż po wczorajszych trzech drinkach.
Wolnym i dosyć nie pewnym krokiem, ciągle
odczuwając ból biodra i głowy, ruszyła w stronę łazienki.
Odkręciła kurek z zimną wodą, oblewając nią
całe swoje ciało. Zamoczyła włosy i starannie nałożyła na nie szampon o zapachu
czekolady, który niegdyś mogła wąchać godzinami. A który teraz sprawiał, że w
jej gardle pojawiała się gula nie do przełknięcia. Za każdym razem, gdy do
nozdrzy Faye przedostawał się zapach czekolady, robiło się jej niedobrze.
Szybko spłukała z siebie całą pianę i gotowa wyszła z łazienki.
Siedziała w kuchni i popijała gorącą herbatę.
Obok stała szklanka wypitej wody i listek w pół zjedzonych tabletek
przeciwbólowych. Co godzinę popijała kolejną, a miała wrażenie, że ból zamiast
ustępować, z każdą minutą przybierał na sile. Trzęsącą dłonią sięgnęła po
następną tabletkę, szybko pakując ją do ust. Wylała końcówkę zimnej już herbaty
do zlewu i poszła do salonu, zwijając się w kłębek na kanapie.
Obracała się z boku na bok. Wszystko dookoła
ją denerwowało. Słyszała przejeżdżające drogą samochody. Przechodniów, stale ze
sobą rozmawiających. Każdy, najmniejszy wpadający do jej ucha dźwięk, podnosił
jej ciśnienie. Irytowało ją nawet światło, przedzierające się przez duże okno,
którego promienie pechowo padały na jej bladą i zmęczoną twarz.
Dochodziła popołudniowa pora, więc ruch na
ulicy wzrastał. Dziewczyna przeklęła na cały głos. Energicznie podniosła się z
sofy, podeszła do uchylonego okna i z impetem je zamknęła. Odcinając tym samym
jedyny dostęp świeżego powietrza w całym domu. Od razu zapanowała nieprzyjemna
dla ucha cisza. Faye, spojrzała jeszcze na białą sofę, na której przed chwilą
leżała i widząc odbijające się na niej światło, zasłoniła wszystkie okna
ciemnymi roletami. Cisza i półmrok panujący teraz w pokoju nieco ją uspokoił.
Przed ponownym położeniem się wstąpiła do
kuchni i tam połknęła kolejna tabletkę, tym razem uspokajającą. Drżenie rąk ustępowało.
Położyła głowę na małej kwadratowej poduszce,
a oczy same zaczęły się jej zamykać. Świat i wyobraźnia zaczęły się oddalać,
czas zwalniał, a echo odbijające się z zewnątrz powoli ustawało.
Szybko otworzyła oczy i podniosła się do
pozycji siedzącej. Rozejrzała się dookoła, przecierając dłonią mokre czoło.
Panowała cisza, jedyne dźwięki dostające się do uszu Faye, to szybsze bicie jej
serca. Wstała i podeszła do zasłoniętego okna. Opuszkami palców odsłoniła
kawałek i wyjrzała na zewnątrz. Jasne, wysokie lampy rozświetlały chodnik. Poza
tym, wszędzie było już ciemno. Spojrzała
na zegarek, stojący niedaleko niej i
wytężając wzrok, sprawdziła godzinę. Pokręciła głową, nie dowierzając.
Dochodziła już pierwsza w nocy. Spała jak niemowlę.
Minęła godzina, a ona chodziła z kąta w
kąt, nie wiedząc, co ze sobą zrobić.
Minęła druga godzina. Znudzona ciągłym
chodzeniem tam i z powrotem, usiadła na łóżku w swoim pokoju, puszczając
muzykę na tyle głośno, by zagłuszyć wszystkie kumulujące się myśli. Podkuliła
nogi pod brodę, kładąc ją na kolana. Chciała, żeby czas zaczął płynąć jej
szybciej.
Pół godziny wlepiania wzroku w jeden, nic nie
znaczący punkt. Kolejne pół godziny bezsensownego patrzenia się w sufit.
Na dworze zaczęło się przejaśniać. Noc miał
zastąpić dzień. Nagle Faye przyszedł do głowy pomysł, z pewnością lepszy, niż
ciągłe siedzenie na łóżku. Wstała, ubrała się nieco cieplej i wyszła z domu.
Od dzieciństwa kochała wschody i zachody
słońca. Naturalna magia, której nie była w stanie się oprzeć. Czas na refleksje
i wewnętrzne toczenie wojny z samym
sobą. Idealna chwila. Usiadła na
krawędzi klifu. Fale rozbijały się pod jej stopami. Wschodziło słońce. Na jej
oczach rodził się nowy dzień.
To, co obiecała sobie przed wyjściem z domu, z
trudem jej teraz przychodziło. Od śmierci Clarries ani razu nie była na jej
grobie. Ani razu nie odważyła się do niej odezwać. Nawet w myślach. Teraz się
przełamała. Pierwszy raz zebrała w sobie na tyle siły, by odezwać się do
Clarries. Jedno słowo, po nim kolejne.
Łączyła je w krótkie zdania. Mówiła. Cicho szeptała pojedyncze, zrozumiałe
tylko dla niej słowa. Chociaż i tak nie do końca wierzyła, by to miało większy
sens.
Do tej pory przyznawała się do winy przed sobą
samą. Teraz chciała przyznać się też
przed Clarries. I choć było już za późno, pragnęła ją przeprosić. Już nic nie
znaczące przeprosiny, które od tylu dni tłumiła w sobie.
Cisza. Siedziała tu już dobrą godzinę. Czas
płynął jej teraz szybko. Krążące po głowie nieprzyjemne myśli, zabijały czas.
Łzy nie zdołały wydostać się z pod jej powiek, ale dynamicznie się w nich
zbierały. Usłyszała cichy szelest.
- Śledzisz mnie? – zapytała swoim ochrypłym
głosem, nawet nie spoglądając do tyłu.
Chłopak był zaskoczony. Nie tym, że zastał ją
akurat tutaj. Ale tym, że tak szybko go zauważyła. Już z nieco większą odwagą,
usiadł tuż obok niej.
- Możesz mi nie uwierzyć, ale to zwykły
przypadek. – starał się brzmieć wiarygodnie. Ale przecież taka była prawda? Nie
zaprzeczył jednak samemu sobie, że z tego dosyć dziwnego zbiegu okoliczności,
całkiem się nawet cieszył.
Przypadek
czy przeznaczenie?
Na twarzy Faye zagościł tajemniczy, bardzo
delikatny uśmiech. Czy naprawdę się uśmiechnęła? Minęło tyle czasu, ale nie na
tyle, by zapomniała, jakie to piękne uczucie. Szczery uśmiech mógł chociaż
odrobinę uleczyć jej rozerwane serce.
- Więc, co robisz tu o tak wczesnej porze?
To
samo pytanie mogłabym zadać tobie..
pomyślała, ale nie wypowiedziała tego na głos. Nie chciała kłamać, ale
powiedzenie prawdy też nie wchodziło w grę.
- Nie mogłam spać. Musiałam coś ze sobą
zrobić, a to miejsce zawsze jest wobec mnie wyrozumiałe. Po prostu często je
odwiedzam. Tak było i tym razem. – sama
do końca nie zrozumiała swojej wypowiedzi.. widziała, że Matt też układał sobie
jej zdania w głowie, w celu zrozumienia czegokolwiek. Nie chciała zamartwiać
się już tym, czy mu się to udało.
Znowu ta cisza.. za każdym razem, gdy „na
siebie wpadali” to właśnie ona im towarzyszyła. Faye beznamiętnie wpatrywała
się w wschodzące słońce, a Matt tylko ukradkiem na nią zerkał w taki sposób, by
przypadkiem ona tego nie zauważyła. Wszystko w niej było dla niego idealne. Z każdą
chwilą uświadamiał sobie to bardziej. Tylko jej chłodny i zamaskowany w bólu
wyraz twarzy był niepokojący. Chciał to jakoś zmienić, ale miał wrażenie, że
każda jego próba zostanie przez blondynkę odrzucona. Jakby od rzeczywistości oddzielała
ją gruba warstwa obojętności.
- Lubisz wschody słońca? – zapytał, gdy
zauważył z jakim zaangażowaniem dziewczyna błądziła wzrokiem, a kąciki jej ust
delikatnie unosiły się ku górze.
- Wschody i zachody. To najpiękniejsze, co
może być.
- Najpiękniejsze? A rodzina, przyjaźń,
miłość..
- Nigdy nie miałam rodziny z prawdziwego
zdarzenia, więc nie znam tego uczucia. Przyjaźń szybko umiera… Zawsze druga
osoba zrobi coś nie tak. A miłość? Czasami zastanawiam się, czy w ogóle
istnieje. – nawet nie zastanawiała się nad swoją wypowiedzią.
- Pierwszy raz spotykam się z tak sceptycznym
podejściem do życia.
- Mam uznać to za komplement?
- Jeśli tylko chcesz. – uśmiechnął się.
Brunet przeniósł swój wzrok z powrotem na
dziewczynę. Jego uwagę przykuły sine ślady na nadgarstkach dziewczyny. Domyślił
się, że są to znaki za jej niepotrzebne wtykanie nosa, choć intencje
prawdopodobnie miała dobre.
- Miałaś jakiś konkretny powód, by
interweniować? Znałaś ich? – zadał pytanie, wskazując na zadrapania.
Faye chciała uniknąć tego pytania. Teraz zaczęła
żałować, że w ogóle tu przyszła. Starała się znaleźć jakieś sensowne
wytłumaczenie, ale błądząc wzrokiem po czystym niebie, nic nie przychodziło jej
do głowy.
- Nie znałam ich. Ale kiedy widziałam, jak
marnują sobie życie coś mnie tchnęło, żeby być tą osobą, która to zakończy..
Miałam ochotę pomóc, albo wpłynąć jakoś na życie przynajmniej jednej
osoby. Wpłynąć pozytywnie. – dodała szeptem.
-Czasami się nie udaje. – zerknęła na niego –
Co nie znaczy, że można się poddać. – przytaknęła mu na znak, że się z nim
zgadza.
- Najwyraźniej Clarries nikt nie był w stanie
pomóc. – dodał. Wspomnienia powróciły także do niego. Jej śmiech i dosyć częste poczucie humoru. Tak
ją zapamiętał. Tak było łatwiej..
- Być może nikt nie próbował. – głos jej się
załamał. Ona była tą osobą. Gdyby tylko ludzie wiedzieli, znienawidziliby ją. A
tak tą nienawiść nieustannie odczuwała tylko ze swojej strony.
Matt zauważył dziwne zachowanie ze strony
blondynki. Jej ręce zaczęły się trząść. Odwróciła wzrok i przez dobre kilka
minut w ogóle nie zwracała na niego uwagi. Całkowicie się odcięła. Chłopak nie
chciał dłużej męczyć ją wspomnieniami o Clarries. Najwyraźniej to był powód jej
ciągłego odizolowania się od reszty. W dodatku ciągnięcie tego tematu było
trudne także dla niego. Zaczął nawiązywać rozmowę do swoich przygód. Opowiadał dziewczynie
mnóstwo rzeczy. Faye czasami sprawiała wrażenie nieobecnej, ale w niektórych momentach
udało się mu nawet ją rozśmieszyć. Delikatny uśmiech na jej twarzy sprawiał, że
chłopak starał się jeszcze bardziej. Teraz nic nie było w stanie go zniechęcić.
Cudowny rozdział, choć smutny. Faye i Matt znowu się spotkali! Niby przypadkiem, ale spotkali! Wierzę, że Matt wyciągnie Faye z tej szarej rzeczywistości! Ale twórczość zostawiam Tobie, bo bardzo lubię w jaki sposób piszesz, podziwiam Cię. A no czekam na następny rozdział! Pozdrawiam:*
OdpowiedzUsuńA bym zapomniała, świetna piosenka w tle :)
OdpowiedzUsuńpiszę z anonima, ale wiesz, kim jestem.
OdpowiedzUsuńrozdział smutny, dość oryginalny, choć szczerze mówiąc, wiesz że rzygam smutkiem jak tęczą. piękny rozdział, piszesz coraz lepiej, szkoda że trzeba było czekać (a może nie, tylko ja nie ogarniam?).
cudownie
Twój blog uzyskał odmowę na krytyczne-oceniajace.blogspot.com Zapraszam do zapoznania się z powodem odmowy.
OdpowiedzUsuń