Przerażona obudziła się z krzykiem, podnosząc
się do pionu. Cała mokra i przestraszona uświadomiła sobie, że to tylko
kolejny, nękający ją sen. Biorąc kilka głębszych oddechów, przymknęła powieki
napo wrót kładąc głowę na śnieżnobiałą, puchatą poduszkę. Humor popsuł jej się
automatycznie, jak każdego poprzedniego ranka, kiedy to wszystko do niej powaraca.
Leniwie podniosła wciąż zaspane powieki i skierowała wzrok na znajdujący się
tuż obok niej zegarek, cicho klnąc pod nosem, że znów budzi się o tak wczesnej
dla niej porze. Wygrzebała się spod cienkiej pościeli i postawiła pierwszy krok
na ciemnych panelach.
Przechodząc obok wiszącego lustra, spojrzała
przelotnie na ponury wyraz swojej twarzy i ciągle zeszklone tęczówki. Po jednej
próbie udanego, wymuszonego do samej siebie uśmiechu zrezygnowała i ruszyła
schodami do kuchni, modląc się by nie zastać już matki w domu.
Od razu rozczarowanie wkradło się na jej
twarz, kiedy pierwszy widok, jaki ujrzała wchodząc do kuchni, to serdecznie
uśmiechająca się do niej matka. Nie była w stanie tego odwdzięczyć, więc
burknęła w miarę znośne „cześć” nalewając sobie do szklanki zimnej wody.
- Mam ci coś do powiedzenia, Faye. – zaczęła
łagodnie kobieta. Poczym czując napinającą się atmosferę, Faye, odwróciła się
do niej przodem, wsłuchując się. - Wiem, że nie będziesz zadowolona z tego
faktu, ale dzisiaj wyjeżdżam z miasta. Polecenie służbowe, rozkaz szefa, który
nie wiem, jak bardzo bym chciała, nie jestem w stanie podważyć. Jadę do Waszyngtonu,
a długość pobytu nie jest do końca ustalona. Dlatego postanowiłam, że na ten
czas pojedziesz do ojca i będziesz pod jego opieką. – zakończyła swój monolog, czekając na
reakcję córki, która z pogardą wpatrywała się w kobietę.
- Nie.
– głos blondynki brzmiał stanowczo.
- Jak to „nie”?
- Nie pojadę do niego. Nie mam najmniejszego
zamiaru. Skoro ty nie masz czasu, żeby się mną zająć, zrobię to sama. Na dobrą
sprawę, nie potrzebuję niczyjej opieki, potrafię się sobą zająć. – powiedziała
na jednym wydechu, nawet na chwilę nie przerywając. Była pewna tego, co mówi.
Jeszcze pewniejsza była tego, że nigdzie się nie wybiera.
- Chciałabym poświęcać ci więcej czasu, Faye,
ale moja praca mi na to nie pozwala. Zarabiam na nasze utrzymanie.
- Gówno prawda. Pracujesz, bo uciekasz od
codziennych obowiązków. – wysyczała jej prosto w twarz, nie zaważając na ani
jedno słowo.
- Jedziesz do ojca. To już postanowione. –
kobieta zignorowała wcześniejsze słowa córki, uparcie przystając przy
swoim. Faye z hukiem odłożyła szklankę
na blat, wylewając z niej połowę wody.
- Nie będę się z tobą kłócić. Dobrze wiesz, że
nie pojadę, bo nie mam na to ochoty. Dla mnie temat zakończony. – skierowała
ostatnie słowa, patrząc prosto w brązowe tęczówki matki. Wyszła z trzaskiem
zamykając za sobą frontowe drzwi.
Nie pierwszy raz zostawiła zdezorientowaną
matkę samą. Ta z braku sił chwyciła się za głowę, wiedząc, że po raz kolejny to
ona będzie osobą, która ustąpi.
Krok za krokiem.
Jedna myśl goniąca następną.
Ewidentny brak sił. Psychika, która wypalała
ją od środka.
Wspomnienie. Jedno. Drugie.
Chęć cofnięcia się w czasie i wybrania
zupełnie innej ścieżki życia.
Całkowity brak poczucia teraźniejszości.
Pogrążona we własnym świecie pokonywała
kolejne kilometry drogi.
Nogi odmawiały już posłuszeństwa.
W jednej chwili niebo nad ulicami NY przysłoniły
ciemnie, obszerne chmury, z których drobne krople deszczu zaczęły moczyć Faye.
Nie zorientowała się nawet, kiedy woda lała się z nieba wiadrami, doszczętnie
mocząc całe jej ubranie.
Łzy wylewające się z jej oczu dawno zmieszały
się z rzęsistym deszczem, na który wcześniej wcale się nie zapowiadało. Włożyła
ręce do kieszeni za dużej bluzy i stanęła na środku wąskiej uliczki, próbując
utrzymać powieki w górze. Obraz przed nią stawał się jednolity. Zamazany i
szary. Co z łatwością mogła porównać do swojego codziennego życia.
Deszcz padał coraz słabiej. Z
czasem ustał, a ciemne chmury zniknęły z nieba znów rozświetlając ulice
promieniami słońca. Blondynka miała wrażenie, że stoi tak już dobre pół dnia i
zwyczajnie zastygła w bezruchu. A każda najmniejsza próba zrobienia kroku do
przodu, kończyła się przykrym niepowodzeniem. Po chwili widząc napo wrót
budzące się do życia miasto i obserwując, pojawiającą się coraz większą liczbę
mieszkańców opuszczających swoje mieszkania, tym razem to ona postanowiła , jak
najszybciej ukryć się przed przytłaczającym zgiełkiem rzeczywistości. Robiąc
krok do tyłu, jak szara mysz wtopiła się tłum ludzi i kierowała się prostą,
najkrótszą drogą do domu.
Przekręciła zamek w drzwiach i weszła do środka. Powoli ściągnęła górną warstwę przemoczonych ubrań.
Przekręciła zamek w drzwiach i weszła do środka. Powoli ściągnęła górną warstwę przemoczonych ubrań.
- Mamo?!
W miarę donośnie krzyknęła, wołając
rodzicielkę. Jednak echo rozniosło się po każdym kącie mieszkania, zostawiając
po sobie głuchą ciszę, której przez chwilę przysłuchiwała się Faye. Jej w miarę
równy i spokojny oddech znacznie przyspieszył, robiąc w głowie dziewczyny
mętlik. Została sama. Dokuczająca jej matka wyjechała, a Faye zdawała sobie
sprawę, że teraz samotność dopadnie ją jeszcze bardziej. Z dnia na dzień
stawała się coraz słabsza. Nadzieja już dawno się ulotniła. Wiara zaczęła
wygasać. I choć wmawiał sobie, że samotność byłaby teraz dla nie najlepszym
rozwiązaniem, to umysł dobrze wiedział, że tylko tego brakowało, by elementy
układanki jej cierpienia stworzyły całość.
Całość, dominującą nad jej życiem.
Całość, wbijającą się w jej życie z podwojoną
siłą.
Niezdarnie położyła się na białej, skórzanej
kanapie w salonie, obejmując ramionami całe swoje drobne ciało.
Samotność i tępa cisza zaczęły ją przerażać.
Przecież wychodziła z domu i wracała do niego
po całym dniu dla spokoju. Pragnęła samotności i ciszy. Więc dlaczego teraz,
rozglądając się po pustych pokojach wpadała w furię? Szał ogarniał ją za każdym
razem, gdy usłyszała odbijające się po korytarzach echo jej kroków. Nie mogąc
dłużej znieść swojej niepewności, ubrała na siebie czystą koszulkę, chwyciła do
ręki grubszy sweter i wybiegła z domu, próbując przy tym wydostać się z sideł
chorej wyobraźni.
Dochodziła do jednego z najczęściej
odwiedzanych przez nią barów i zaciągając się ostatni raz papierosem, wypuściła
kłębek dymu w powietrze, upuszczając peta tuż przed siebie. Odgarnęła kosmyk
blond włosów za ucho i już bardziej pewna siebie weszła do środka. Od razu
poczuła odrzucający zapach dymu zmieszanego z alkoholem. Tłum ludzi wydawał się
nieźle bawić. To samo chciała wreszcie poczuć Faye. Uwolnić się od duszącej
rzeczywistości i przytłaczających wspomnień. Alkohol miał zdołać się jej w tym pomóc. Rzeczywistość w
promilach wyglądała zupełnie inaczej. Szczęśliwy zaczyna dostrzegać codzienne
wady. Osoba stale borykająca się z problemami, dopiero wtedy potrafi odsunąć od
siebie nękającą monotonię życia.
Podchodząc do baru od razu zamówiła dla siebie
trzy mocne drinki z zamiarem zamówienia kolejnych. Przy kończeniu ostatniego z
zamówionych straciła jakiekolwiek chęci do dalszej zabawy. Wspomnienia, zamiast
pójść w zapomniane, błądziły po głowie Faye tworząc, razem z krążącym, w żyłach
alkoholem, mętlik. Muzyka coraz mocniej dudniła jej w uszach. Zdezorientowana
przepychała się przez ludzi w stronę wyjścia. Nie zdołała wziąć głębszego
oddechu, mając wrażenie, że powietrze od niej ucieka. Z każdym kolejnym ruchem
ból głowy przybierał na sile, oblewając dziewczynę falą gorąca. Z przerażeniem
wydostała się na zewnątrz, odgarniając do siebie złe myśli. W żaden sposób nie
potrafiła sobie pomóc. Już nic ani nikt
nie potrafił sprawić, by na jej ustach znowu pojawił się szczery uśmiech. Jej
twarz przybrała maskę obojętności, na której wymalowane było widoczne
cierpienie. Trzęsącymi rękami chwyciła
za barierkę tuż przed samym wejściem i uspokajała nierówny oddech. Uczucia
szargały jej duszą, która dawała sobą manipulować. Powoli wracała do
znienawidzonej przez nią rzeczywistości. Strumień łez wypływający z jej oczu
ustał, zostawiając po sobie jedynie delikatne ślady na policzkach.
Faye wytężyła bacznie wzrok, przyglądając się trójce młodych ludzi ewidentnie o czymś dyskutujących. Jeden chaotycznie wymachiwał rękoma, gdy ten drugi stał i z przerażeniem mu przytakiwał. Trzeci tylko obserwował zaistniałe zamieszanie, między dwójką jego kolegów. Nie pierwszy raz była świadkiem podobnej sytuacji. Ale pierwszy raz poczuła, że powinna coś zrobić. Jeszcze bardziej wpatrywała się wysokiemu szatynowi , który najbardziej przykuwał swoim zachowaniem jej uwagę, gdy ten w pewnej chwili, rozglądając się dookoła siebie, wyciągnął z kieszeni mały, ledwo zauważalny woreczek i podał go przestraszonemu towarzyszowi. Na ten widok Faye zareagowała instynktownie i niezauważona, podbiegła do nich, wyrywając woreczek z rąk chłopaka. Nie była pewna tego, co właśnie zrobiła. Ale wspomnienia i cała nienawiść do narkotyków zaczęły nią kierować. Trzęsącymi rękami próbowała wysypać całą zawartość z małego przeźroczystego woreczka, a cała trójka stała i z zaskoczeniem się jej przyglądała. W miarę szybko ocknął się jeden z nich i powstrzymał dziewczynę. Mocno chwycił Faye za nadgarstki, pozostawiając na nich czerwone ślady.
Faye wytężyła bacznie wzrok, przyglądając się trójce młodych ludzi ewidentnie o czymś dyskutujących. Jeden chaotycznie wymachiwał rękoma, gdy ten drugi stał i z przerażeniem mu przytakiwał. Trzeci tylko obserwował zaistniałe zamieszanie, między dwójką jego kolegów. Nie pierwszy raz była świadkiem podobnej sytuacji. Ale pierwszy raz poczuła, że powinna coś zrobić. Jeszcze bardziej wpatrywała się wysokiemu szatynowi , który najbardziej przykuwał swoim zachowaniem jej uwagę, gdy ten w pewnej chwili, rozglądając się dookoła siebie, wyciągnął z kieszeni mały, ledwo zauważalny woreczek i podał go przestraszonemu towarzyszowi. Na ten widok Faye zareagowała instynktownie i niezauważona, podbiegła do nich, wyrywając woreczek z rąk chłopaka. Nie była pewna tego, co właśnie zrobiła. Ale wspomnienia i cała nienawiść do narkotyków zaczęły nią kierować. Trzęsącymi rękami próbowała wysypać całą zawartość z małego przeźroczystego woreczka, a cała trójka stała i z zaskoczeniem się jej przyglądała. W miarę szybko ocknął się jeden z nich i powstrzymał dziewczynę. Mocno chwycił Faye za nadgarstki, pozostawiając na nich czerwone ślady.
- Oszalałaś? – krzyknął prosto w jej twarz. –
Nie mieszaj się w nie swoje sprawy. – ton jego głosu z pewnością przyjaźnie nie
brzmiał. Wyrwał jej z rąk biały proszek spowrotem chowając go do kieszeni. Jedną
ręką nadal trzymał ją za nadgarstek, coraz mocniej go ściskając.
- To gówno niszczy życie. – odważyła się na te
słowa, które z resztą ledwo wypowiedziała.
Szatyn zaczął się głośno i ironicznie śmiać,
patrząc na blondynkę gardzącym wzrokiem. Kilka osób stało przed barem i
przyglądało się całemu temu zdarzeniu. Faye, ciągle się szarpiąc, kierowała
przekleństwa w stronę chłopaka.
- Odpuść ślicznotko i trzymaj ręce przy sobie,
co cudze to nie twoje. Zapamiętaj.
Odepchnął ją z taką siłą, że Faye wylądowała
na betonowym chodniku.
Całej tej sytuacji, przyglądał się również
pewien brunet, który widząc to od razu zareagował. Wychylił się z tłumu gapiów,
podbiegając do zbyt pewnego siebie szatyna i złapał go za rękę, mierząc
wzrokiem.
- Pilnuj swojej panny, bo za bardzo się
rządzi. – powiedział na odchodne i całą trójką ruszyli przed siebie, tracąc się
blondynce i klęczącemu obok niej brunetowi z oczu.
Po krótkiej chwili namysłu, Faye, podniosła
się otrzepując spodnie i jak gdyby nigdy nic ruszyła przed siebie. Nie takiej
reakcji po dziewczynie spodziewał się chłopak. Faye bardzo dobrze udawało się
pozerstwo. Przybrany obojętny wyraz twarzy, był bardzo trudny do
rozszyfrowania, co tak naprawdę siedzi w jej głowie.
Zostawiając bruneta za sobą, biła się z
myślami. Rozum podpowiadał jej, że powinna zawrócić, ale nogi nic sobie z tego
nie robiąc , niosły ją dalej.
Czuła na sobie jego wzrok. Chłopak dalej stał
tam patrząc, jak dziewczyna z każdym krokiem przyspiesza.
Wtedy mimowolnie, nie wiedząc jak, zatrzymała
się.
Gwałtownie stanęła w miejscu . Szukała w
swojej głowie odpowiedniego słowa, które w tej sytuacji mogłaby powiedzieć
brunetowi. Odwróciła się, a jej serce znacznie przyspieszyło, chłopak szedł w
jej stronę. Dzieliło ich już tylko kilka kroków.
- Dziękuję.
Czy to słowo uznała za odpowiednie?
Wypowiedziała je bez większego entuzjazmu, gdy brunet stanął tuż przed nią.
Widząc, że otwiera usta, by coś powiedzieć, szybko dokończyła swoją myśl.
- Ale poradziłabym sobie sama. – ugryzła się w
język. Czy zawsze musi postawić na swoim? Tym razem mogła sobie darować. – Przepraszam. Z resztą nie ważne. – zaczęła
plątać się w swojej wypowiedzi .
Wtedy już naprawdę wszystko stało się dla niej
obojętne. Niech dzieje się co chce. Bardziej pogorszyć swojej sytuacji i tak
już chyba nie mogła.
- Muszę już iść. – powiedziała zrezygnowana
powoli odwracając się na pięcie. Wiedziała, że musi wrócić do pustego domu, by
znów zmagać się ze swoją samotnością. Ta wizja napo wrót ją przeraziła.
Wtedy chłopak po raz pierwszy tego wieczoru
odezwał się do blondynki.
- Odprowadzę cię.
Faye nie zaprzeczyła. Dorównał kroku
dziewczynie i stykając się ramionami, ruszyli wzdłuż ciemnego i opustoszałego
parku.
Cisza, jaka panowała przez pierwsze kilka
minut, w ogóle im nie przeszkadzała. Na pewno nie Faye. Jak kiedyś uznawana
była za gadatliwą osóbkę, tak teraz wypowiedzenie choćby jednego słowa, było
dla niej męczące.
- Chyba nawet nie wiesz, jak mam na imię.
Matt. – podał jej dłoń, którą ona niepewnie ścisnęła.
Niechęć którą dawała odczuć na każdym kroku,
nie obeszła uwadze chłopaka. Ciągle przyglądał się milczącej Faye. Przeszyła go
chęć poznania jej bliżej. Dlaczego tak bardzo przypominała mu dawną
przyjaciółkę? Przecież w rzeczywistości zupełnie się od siebie różniły..
Jego rozmyślania przerwała blondynka.
-Chciałbyś móc cofnąć czas? – ledwo zrozumiał,
co powiedziała. Jej głos był delikatny i ochrypły.
- Chyba każdy przynajmniej raz w życie
chciałby to zrobić. Człowiek wybiera złe decyzje, których później żałuje. –
spojrzał na dziewczynę, która szybko odwróciła wzrok. – Ale nie możemy zapominać, że jesteśmy tylko
ludźmi. Nikt nie jest idealny. Wiem. Znane i mało oryginalne stwierdzenie, ale
to prawda. – dodał.
- Nasze błędy, przez które inni cierpią.
- Przez nasze błędy najbardziej cierpimy my
sami.
Faye w duchu przyznała Mattowi rację. Ona sama
doprowadziła się do takiego stanu. I gdyby w tym momencie ktoś oskarżyłby ją o
śmierć Clarries, nie miałaby odwagi, by temu zaprzeczyć.
Kiedy zbliżali się do domu dziewczyny, ta
znacznie przyspieszyła tempo ich spaceru. Chciała jak najszybciej znaleźć się w
domu. W jej własnym schronieniu osaczonym samotnością.
Czuła, jak w jej gardle rośnie gula. Po tej
krótkiej wymianie zdań, odczuwała wrażenie jeszcze większego poczucia winy. Ten
ciężar przytłoczył ją jeszcze bardziej.
Szli kawałek oświetlonym chodnikiem, zadbaną
dzielnicą NY. Matt nie zorientował się nawet, że Faye nie było już obok niego.
Dziewczyna niespodziewanie zboczyła z drogi. Rozglądał się, szukając jej
wzrokiem i znalazł. Kierowała się do drzwi w miarę dużego i zadbanego domu. Nim
położyła dłoń na klamce, skierowała na chłopaka swoje spojrzenie.
Miała tak po prostu zniknąć za drzwiami, mając
nadzieję, że już nigdy się nie spotkają? Czy wydusić z siebie choć jedno słowo,
nawet na pożegnanie? Ze spuszczoną głową i wbitym wzrokiem w ziemię, dalej się
wahała.
- Dobranoc. – to słowo nie padło z jej ust.
Spojrzała na bruneta. Jedną rękę trzymał w
kieszeni, a drugą delikatnie do niej pomachał.
Nie odezwała się ani nie odważyła na żaden
ruch. Skinęła pospiesznie głową i zniknęła
chłopakowi z oczu.
Zsunęła dłoń z klamki i znalazła się tam gdzie
chciała. W czterech pustych ścianach, przepełnionych bólem. Słyszała echo swojego stłumionego oddechu.
Czuła, jak cierpienie przygniata jej klatkę. Koszmar nocy zaczynał się od
początku.
Wiesz, za każdym razem jak czytam twoj rozdział to wpadam w podziw:) pięknie umiesz to wszystko ubrać w słowa, chciałabym tak ładnie pisać jak Ty. ;) Mam nadzieję, że Matt i Faye się jeszcze spotkaja:) czekam z niecierpliwością na następny rozdział:D
OdpowiedzUsuńDobry wieczór, informuję, że nasza ocenialnia zmieniła adres z krytyczne-oceniajace.blog.onet.pl na krytyczne-oceniajace.blogspot.com
OdpowiedzUsuńProszę o zmianę adresu w linkach.
Udanego długiego weekendu.
Chciałabym poinformować, że oceniająca, w której kolejce znajduje się Twój blog, od dłuższego czasu nie daje znaku życia. Przez pewien czas miała problemy z komputerem, a obecnie nie mamy od niej żadnej informacji na temat tego, co się z nią dzieje i dlaczego nie ocenia. Gdybyśmy miały jakąś nową oceniającą, to Twój blog trafiłby do jej kolejki, ale że nie mamy, to, niestety, masz do wyboru – czekać dalej w kolejce Czarnego Lisa (może się odezwie) lub przenieść bloga do innej kolejki.
OdpowiedzUsuńBardzo przepraszam, że sytuacja wygląda tak niekorzystnie.
Jak tu ładnie, jak nastrojowo. Cudowna muzyka, idealnie pasuje do treści opowiadania.
OdpowiedzUsuń