sobota, 25 sierpnia 2012

1. Bittersweet memories


 
Przez ciemnie zasłony do pomieszczenia nie zdołały przedrzeć się nawet pojedyncze promienie słońca, które u każdego napotkanego sąsiada wywoływały zadowolenie i szczery uśmiech. Tylko Faye siedziała nieruchomo w najciemniejszym kącie swojego pokoju z podkulonymi nogami, wlepiając wzrok stale w jeden punkt.  Panującą ciszę przerywał jedynie sekundnik wiszącego na ścianie zegara, co chwilę mieszając się z głuchym szlochem blondynki. Każdy nawet najcichszy szmer, powodował pojawienie się na jej skórze dreszczy i przyspieszał bicie jej osłabionego serca.
 Słysząc coraz głośniejsze kroki i szepty tuż pod drzwiami, niepokojąco odwróciła głowę w ich stronę,  tępo się w nie wpatrując.
- Faye, musimy już iść. – przestraszyła się na dźwięk wypowiadanych przez jej mamę słów. Nie chciała, a nawet nie potrafiła odpowiedzieć. Cierpliwie czekała, aż kobieta odejdzie.
Po chwili usłyszała oddalające się kroki.
Przetarła drżącą dłonią policzki mokre od łez i podtrzymując się szafy, próbowała się podnieść. Ze zmęczenia kolana blondynki ugięły się pod ciężarem jej kruchego ciała. Po kolejnej próbie złapania równowagi dziewczyna podeszła do dużego lustra, wiszącego na jednej z kremowych ścian. Podpuchnięte, pogrążone w smutku oczy, blada cera, wręcz sine usta. To wszystko przykrywał rozmazany już makijaż. Niezgrabnie poprawiła czarną sukienkę, która przypomniała jej i ostatecznie pozwoliła zrozumieć, co się wydarzyło.  Do czego pozwoliła doprowadzić. Jej umysł nadal nie przyjmował wiadomości, że to ostatni raz, kiedy może się z nią pożegnać.
Przymknęła mocno powieki i zacisnęła dłonie w pięści. Wszystko powróciło.

~

Słoneczne popołudnie, jak w większość wakacyjnych dni na przedmieściach Nowego Jorku.
Faye hucznie rozpoczęła tegoroczne wakacje. Koniec ostatniej klasy był dla wszystkich zbawieniem. W szczególności dla niej. A teraz? Od tygodnia ciągłe imprezy, wypady ze znajomymi. Trzeba było mieć szczęście, by choć przez chwilę zastać ją w domu. W tym dniu od rana przesiadywała na plaży nie daleko miasta. Ze znajomymi śmiała się w najlepsze, co chwilę ignorując dzwoniący telefon. Kocha – zaczeka. Tylko ta myśl przeszła jej przez głowę. Nie fatygowała się, by odebrać  i porozmawiać z Clarries. Nie miała zamiaru wysłuchiwać jej marudzenia. Lubiła się zabawić, ale towarzystwo nałogowych ćpunów nie należało do jej ulubionych. Choć Clarries uważała za przyjaciółkę, miała dość patrzenia, jak stacza się na samo dno, nigdy nawet nie pomyślałaby, że mogłoby do tego dojść.
Po raz kolejny, słysząc wydobywającą się z jej telefonu melodię, zdenerwowana ruszyła w stronę brzegu, naciskając zieloną słuchawkę. Od razu usłyszała zachrypnięty głos przyjaciółki. Nawet nie chciała wiedzieć w jakim jest dzisiaj stanie.
- Faye? – na samo takie pytanie irytacja w niej wzrastała.
- Tak, Clarries. Co chciałaś? – próbowała załagodzić ton głosu.
- Przyjdziesz?
Tego najbardziej się obawiała. Czy tak miały wyglądać całe wakacje? Przyjaciółka z uzależnieniami na karku.. lepiej wymarzyć sobie tego nie mogła.
 Nie należała do osób przesadnie opiekuńczych. Ktoś wpada w kłopoty, sam z nich wychodzi. Takiego była założenia. Co też świadczyło o jej egoizmie. Patrzyła na swoje.. i na dobrą sprawę tylko na swoje. Inni byli dla niej dodatkiem. Jednak nie można było zarzucić jej serca z kamienia. Miała uczucia, tylko nigdy ich przed nikim nie otworzyła.
- Wybacz mi, ale jestem zajęta. Byłam wczoraj, pamiętasz? No właśnie, nie pamiętasz. Byłaś tak naćpana, że nawet nie wiedziałaś o własnym istnieniu! – brunetka, nie wytrzymując dłużej, wykrzyczała wszystko w telefon.
Clarries się nie odezwała. Ledwo słychać było jej ciężki oddech.
- Przepraszam cię. Jestem już tym zmęczona. – dodała ciszej, wiedząc, że w takim stanie przyjaciółka najzwyczajniej jej się rozpłacze. Ale w słuchawce nadal trwała cisza. Clarries nie odezwała się ani słowem.
 - Clarries?
- Nie wiem, co mam ze sobą zrobić. – w końcu odpowiedziała rozpaczliwym głosem.

- Faye, idziesz?! Nie zaczynamy bez ciebie! – dziewczyna odwróciła się w stronę wołającego Josha, który w ręku trzymał nie zaczętą butelkę wódki. Na potwierdzenie kiwnęła tylko głową.

- Słuchaj, Clarries. Nie wiem, czy dzisiaj przyjdę. Jak w końcu do siebie dojdziesz to wpadnę.
- Ale ja chciałam się.. – Faye wcięła jej się w zdanie.
- Muszę kończyć. Pa. – nawet nie czekała na pożegnanie ze strony przyjaciółki, od razu się rozłączyła.
..chciałam się tylko pożegnać.
Takiego dokończenia nie przewidziała. Czy to coś by zmieniło? Z pewnością. Zareagowałaby. Była oschła i samolubna, ale była też człowiekiem.  Później nie mogła zrobić już nic. Los wybrał zupełnie inne zakończenie.

Po kolejnym udanym dniu, prosto z plaży ruszyła w kierunku domu. Tak, dzisiaj miała zamiar spędzić noc w swoim łóżku. Chciała obudzić się wypoczęta i bez przygnębiającego bólu głowy.
Zbliżał się późny wieczór. Robiło się coraz chłodniej i ciemniej, więc nic dziwnego, że Faye postanowiła pójść na skróty. Mijając po drodze stare i za niedbałe kamienice, przyspieszyła kroku, co chwilę przeklinając natrętnych pijaków, którzy kierowali w jej stronę kąśliwe komentarze.
Wtedy zauważyła opuszczony budynek. Miejsce spotkań ćpunów. To samo, w którym nieraz Faye znajdywała Clarries. Nieprzytomną i nie mającą jakiegokolwiek kontaktu z otaczającym ją światem.
Przez wybite szyby nie wylatywało żadne światło. Jedynie przydrożna lampa oświetlała mały fragment domu.
Panowała cisza, która nieco zdziwiła dziewczynę. Zazwyczaj słychać było krzyki zdesperowanych narkomanów na głodzie, którzy błagali o jedną działkę. Teraz nic.
Obróciła się za siebie i widząc, że nikogo nie ma, skierowała się do wejścia. Nie wiedząc, co czeka ją dalej, po cichu zaśmiała się sama z siebie. Skradam się jak w dennym horrorze. Od razu się wyprostowała i już pewniej postawiła pierwszy krok w dużym, prawie pustym pomieszczeniu.
Niemal zastygła w miejscu. Blada, nieprzytomna Clarries leżała w kącie pokoju. Potykając się o własne nogi, podbiegła do niej, mimowolnie szarpiąc ją za rękę. Potrząsając tak Clarries, uświadomiła sobie, że jej przyjaciółka nie oddycha. Do oczu napłynęły jej łzy i ciurkiem zaczęły spływać po rozpalonych policzkach. Miała wrażenie, że serce pęka jej na milion kawałeczków. Wyjęła telefon i zadzwoniła po karetkę.
Mijały kolejne minuty.
Prosiła, błagała, ale przyjaciółka nie dawała żadnych oznak życia.
Przytuliła się do jej zimnego ciała, cicho szlochając. Czekając, aż ktoś jej pomoże. Czuła się jak w amoku, kołysząc się w przód i w tył i w kółko powtarzając imię brunetki. Po chwili na jednej ze ścian zaczęło odbijać się czerwono niebieskie światło, wpadające przez jedno z okien. Nawet nie zorientowała się, kiedy sanitariusze zaczęli odciągać ją od ciała dziewczyny. Mocno trzymała ją za dłoń. Nie chciała jej puścić, jakby bała się, że to wtedy ją straci. Kątem oka zauważyła tylko, leżący tuż obok swojej dłoni telefon Clarries. Niezauważona chwyciła go i włożyła do kieszeni spodni.
Odciągnięta od ciała przyjaciółki stała i patrzyła, jak lekarze próbują przywrócić u brunetki akcję serca. I nie mogła nic zrobić.. Widząc opuszczony wzrok jednego z lekarzy jej ciało zaczęło drżeć. Zrobiło jej się słabo, a jedyne o czym w tej chwili myślała, to by znaleźć się jak najdalej od tego miejsca. Przymknęła mocno powieki i gdy je otworzyła ostatni raz spojrzała na twarz Clarries. Z jej oczu pociekły kolejne łzy. Wybiegła na zewnątrz, zaczynając się dusić. Oparła się o betonowy słup przed domem i z bezsilności zjechała po nim w dół. Nie wierzyła w to. Nadal pamiętała dzisiejszą rozmowę z Clarries. Każde wypowiedziane wtedy słowo, obijało się teraz w jej głowie. To była ostatnia rozmowa.. ostatnie słowa.. Wyjęła telefon brunetki i trzęsącą dłonią odblokowała klawiaturę. Chciała sprawdzić, czy z kimś jeszcze oprócz niej rozmawiała, ale zamiast tego wyświetlił się napis, który  Faye być może nigdy nie chciała przeczytać.
Chciałam się tylko pożegnać. Przepraszam.
Telefon wypadł jej z ręki. A pustkę jaką w tej chwili poczuła, nie mogła z niczym porównać.
Wracało to do niej.
Zaczęła wszystko układać.
 Zaczęła się obwiniać..
Nie miała żadnego usprawiedliwienia.
Gdyby nie ona i jej samolubna postawa, Clarries by żyła.

~

Zacisnęła powieki jeszcze mocniej. Dusiła w sobie wszystkie emocje. Miała ochotę wywrzeszczeć całemu  światu, jak bardzo cierpi. Krzyknąć tak głośno, by wszyscy usłyszeli,  że to ona jest winna. Wiecznie tłumione sumienie, teraz zaczęło odradzać się na nowo, ciągnąć za sobą nieustanne poczucie winy.
Powoli uspokajając oddech, otworzyła powieki, przeklinając się w duchu. Faye znienawidziła samą siebie. Sprawiła, że każdego dnia to uczucie bardziej wzrastało i czyniło jej życie jeszcze trudniejszym.
Stojąc w osłupieniu, prócz bólu, czuła jedynie lekki wiatr przedostający się przez uchylone okno, który delikatnie muskał jej załzawione policzki. Zerkała to na swoje odbicie w lustrze, to na wiszącą na nadgarstku bransoletkę. Jedyną pamiątkę po Clarries.
Z trudem odgoniła od siebie kolejne powracające wspomnienia. Zrobiła krok do tyłu i wychodząc z pomieszczenia, zmusiła się do odsłonięcia czarnych zasłon, pozwalając tym samym rozświetlić dotychczas ciemny o ponury pokój, którego nie miała najmniejszej ochoty opuszczać. Przez rażące ją słońce, zmrużyła oczy. Kierując się schodami w dół, zapłakana i będąca myślami zupełnie gdzie indziej,  opuściła dom.



***
Witam. Pojawił się pierwszy rozdział i byłabym wdzięczna, gdybyście wyrazili, co o nim myślicie :) 
Przypominam o dodanym wczoraj wstępie!
A wszystkich, którzy chcą być informowani o nowościach, proszę o zostawienie adresu bloga lub tt. Informowanie nie jet dla mnie problemem :)
Zapraszam do czytania i komentowania.

Ps. Jeśli ktoś ma bloga i byłby tak miły zareklamować mój, byłabym bardzo wdzięczna :D

2 komentarze:

  1. nie potrafię sklekcić teraz czegoś sensownego, bo jak pewnie się domyślasz, wykorzystałam przerwę w meczu, by zasygnalizować swoje pojawienie się tutaj. a więc jestem, przeczytałam, czekam na więcej!

    OdpowiedzUsuń
  2. ...Łał. Na prawdę masz talent. Jak tylko będę miala czas to przeczytam drugi rozdział :D

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy