Panował
półmrok. Gwiazdy przyozdabiały granatowe niebo, a cisza jaka wokół panowała
gryzła się z hałasem i natłokiem myśli, które opanowały Faye.
Głowę
opuszczoną miała w dół. Długie blond włosy rozwiewał na każdą stronę lekki lecz
uciążliwy wiatr. Oczy czarne niczym heban, bez żadnego blasku, zaparcie
spoglądały na fale rozbijające się o brzeg klifu, na którym próbowała ustać.
Obraz stopniowo się rozmazywał przez napływające do oczu łzy. Kurczowo trzymała
się końcówek czarnej sukienki, chcąc złapać przez to lepszą równowagę.
Wystarczył jeden krok. Jeden mały krok, by jej ciało bezwładnie opadło na dno
bezlitosnego oceanu.
W
podświadomości dobrze wiedziała, że nie posunie się do tego kroku. Jednak coś
ją do tego zachęcało – sumienie. To samo, które jakiś czas temu stale daje o
sobie znać.
Przetarła chłodną
i trzęsącą się dłonią oczy, by mieć lepszą widoczność. Wsłuchując się w szum fal,
wyobraziła sobie swój własny koniec.. Widziała, jak jej ciało wraz z podmuchem
wiatru spada, by po chwili rozbić się o taflę wody. Poczuła, jak z każdej
strony ogarnia ją chłód. Jak strach powoli paraliżuje jej ciało, a do nozdrzy z
każdą sekundą przedostają się kolejne krople słonej wody, nie pozwalając złapać
jej nawet pojedynczego oddechu. Przerażona tą wizją zrobiła niepewny krok do
tyłu, a na jej twarzy pojawił się zwykły grymas niezadowolenia.
- Naprawdę
masz zamiar skoczyć? – w tym momencie usłyszała za sobą męski głos. Pytanie,
jak się domyśliła, było skierowane do niej. Odpowiedziała, nadal wlepiając wzrok w taflę
wody przed sobą.
- Czy mam
zamiar? Nie wiem. Po prostu stoję i łapię wiatr. To najwyraźniej nie ten
dzień.. – dodała już nieco ciszej i odwróciła się w stronę rozmówcy.
Chłopak, jak
zdołała zauważyć o ciemnych włosach, stał wpatrzony w nią swoimi dużymi oczami.
Miała wrażenie, że próbuje ją rozgryźć. Napo wrót obróciła się przodem do
horyzontu, podchodząc bliżej krawędzi klifu. Towarzysz nie pewny tym, co robi dziewczyna, stanął obok
niej. Obserwował, jak blondynka zamyka oczy i ściska dłonie w pięści. Nie miał
pojęcia, jaka w tym momencie toczy się w jej głowie bitwa. Wspomnienia wracały
do Faye, niszcząc spokój, który bezskutecznie próbowała utrzymać.
- Mogę mieć
pewność, że jednak nie skoczysz? – popatrzył na nią kątem oka, obserwując każdy
jej ruch.
- Naprawdę
się tym przejmujesz? – odpowiedziała niekulturalnie pytaniem na pytanie.
- Tak. –
jego odpowiedź była jednoznaczna. Wtedy Faye podniosła głowę i na niego
spojrzała, obdarzając go ironicznym spojrzeniem. Brunet wyciągnął w jej
kierunku dłoń, którą po chwili chwyciła i pociągnął ją za sobą z dala od przepaści.
W głowie
dziewczyny przez cały czas krążyła myśl. Dlaczego tak naprawdę zdecydowała się
tu przyjść? Co chciała osiągnąć? Zapominając o obecności chłopaka, usiadła na
trawie, przymykając oczy. Chciała zapomnieć. Choć przez chwilę przysłonić obraz
bladej twarzy przyjaciółki czymś innym, co skupiłoby całą jej uwagę. To właśnie
chciała osiągnąć.
- Faye,
prawda? – usiadł obok blondynki, która w szoku przeniosła na niego swój wzrok.
– znałem Clarries.
Na dźwięk
jej imienia, przez ciało dziewczyny przeszły dreszcze.
Blondynka
otworzyła buzię, próbując coś powiedzieć, jednak z jej ust nie wydobył się
nawet cichy jęk. Momentalnie odwróciła głowę w drugą stronę i otarła spływającą
po policzku łzę
- Przyjaźniłem
się z nią jeszcze za czasów, kiedy mieszkała w Cleveland. Później przeprowadziła
się tutaj, ale utrzymywaliśmy ze sobą kontakt. To wtedy opowiedziała mi o
tobie. Cieszyła się, że znalazła z kimś
wspólny język. W Cleveland udawało jej się to tylko ze mną. – dziewczyna
słuchając tego, nie potrafiła uspokoić szybszego bicia serca. Niepewnie
spojrzała na chłopaka, na twarzy którego widniał delikatny uśmiech. – Clarries
strasznie się zmieniła, a nasze kontakty stopniowo zanikały. – jego uśmiech zniknął,
a na jego miejscu pojawił się zawód, którego Faye nie była w stanie opisać. –
Aż całkiem się zatarły.
W
dziewczynie zbierało się coraz większe poczucie winy.
Od zawsze
obchodził ją tylko czubek własnego nosa. Nie przejmowała się tym, do póki nie
zniszczyło jej to życia…
Dopóki nie
zniszczyła tym życia komuś innemu.
W duchu
powtarzała sobie, by powstrzymać się od wybuchu płaczu. Nigdy publicznie nie okazywała
emocji czy uczuć. Życie ją najwyraźniej zmieniło.
Świadomość,
że staje się słaba i nie potrafi pomóc sobie chodźmy z własnymi emocjami,
gasiła w niej małe promyki nadziei na
to, że cokolwiek się jeszcze zmieni. Wszystko było dla niej teraz uciążliwie.
- Z
pewnością jest powód, dla którego przyjechałeś. – stwierdziła, bawiąc się
bransoletką na nadgarstku i skupiając na niej całą uwagę. Nie potrafiła
spojrzeć brunetowi w oczy.
- Jestem tu
już od jakiegoś czasu. Przyjechałem od razu, jak dowiedziałem się o śmierci
Clarries. Postanowiłem, że zostanę trochę dłużej. – między dwójką zapadła tak
zwana krępująca cisza. Faye , zamknięta we własnych myślach, nie próbowała nawet jej w jakiś sposób
przerwać.
- Bardzo się
przyjaźniłyście? Ty i Clarries? Była dla ciebie ważna.. – każde słowo coraz
głębiej wbijało nóż w jej serce. Nawet gdyby chciała, nie potrafiła tego
słuchać. Czuła jak powietrze wokół się zagęszcza, a panująca cisza dudni w jej
uszach.
-
Przepraszam. – tylko tyle zdołała z siebie wykrztusić, po czym wstała tak
szybko, jak tylko mogła i ruszyła przed siebie. Nie mając nawet pojęcia, gdzie
się kierować. Zdezorientowany brunet
stał i patrzył, jak smukłe ciało blondynki coraz bardziej się od niego oddala,
by po chwili całkiem stracić ją z zasięgu swojego wzroku. Cicho odetchnął,
jednak nadal czuł zaskoczenie. Nie spodziewał się takiego przebiegu wydarzeń.
Faye wydawała mu się być zagubioną osobą, bez chęci zagłębiania się w
przyszłość. Była dziwna, jednak tym samym dla niego intrygująca. Z powrotem usiadł na trawie i pozwolił,, by
wspomnienia zawładnęły nad jego umysłem.
Nie tylko Faye cierpiała z powodu straty
bliskiej osoby…
Od kilku godzin, można by rzec, włóczyła się
po cichych i pustych uliczkach miasta, gdzie tylko od czasu do czasu słychać
było natrętne miałczenie kotów, które wolała zagłuszyć głosem Briana Molko. Po
czasie wyłączyła płynącą ze słuchawek muzykę i schowała odtwarzacz do kieszeni
małej torby, przewieszonej przez ramię. Miasto spało, przynajmniej w tej
części, w której się znajdowała. Ciemność bijąca z okien większości domów, sama
o tym świadczyła. Zatrzymała się obok betonowych słupków, osadzonych blisko
krawędzi drogi. Usiadła na jednym z nich i podciągając kolano pod brodę,
zaczęła kołysać się w rytm biegnącej w tym momencie przez jej głowę melodii.
Wracając myślami do stromego klifu i wyobrażając sobie zimno rozbijających się
o niego fal, przypomniał jej się owy brunet. Jej pech sięgnął apogeum.
Nawet gdyby chciała zniszczyć całą, ciągnącą się za nią przeszłość, ciągle coś
wracało. Coś, co jej na to nie pozwalało. Nie chciała uwierzyć, że w tym
przypadku miał to być tajemniczy nieznajomy. Dla niej było to wręcz absurdalne.
Mimo tego, jakiś głos budził w niej chęć spotkania go jeszcze raz. Po
kilkunastu minutach bezczynnego siedzenia i błądzenia myślami wstecz, blondynce
zrobiło się znacznie chłodniej. Dół sukienki, co jakiś czas falował przez
delikatne podmuchy wiatru, które wywoływały na
jej skórze gęsią skórkę. Poczuła nasilający się chłód, który automatycznie
przypomniał jej chłód bijący od nieprzytomnej i bladej Clarries. Oprzytomniała
i zeskoczyła ze słupka, lekko opierając się o niego ręką. Chłód odszedł, a na
jego miejsce wstąpiła fala gorąca. Brzuch Faye skurczył się do minimalnych
rozmiarów, a na czole pojawiły się małe krople potu. Nadjeżdżający samochód z
przeciwka oślepił na sekundę dziewczynę, pozostawiając jedynie nieprzyjemne
mrowienie w okolicach skroni. Po chwili, jak oparzona ruszyła w stronę domu,
wsłuchując się po drodze w cichy szelest rosnącej gdzie niegdzie wysokiej
trawy.
Po cichu weszła do domu, nie chcąc obudzić
matki. Jednak bijące z kuchni światło świadczyło tylko o jednym. Grymas wkradł
się na twarz Faye, która teatralnie przewróciła oczami jednocześnie przy tym
wzdychając. Chcąc przejść niezauważona, powędrowała od razu w kierunku schodów,
prowadzących na górę do jej pokoju.
- Gdzie byłaś tak długo? – standardowe pytanie
jej mamy.
Odwróciła się przodem do wejścia z widokiem na
siedzącą przy stole kuchennym matkę, zaciągającą się końcówką papierosa. Jej
kruczoczarne włosy sterczały w każdą stronę, a wyraźnie podpuchnięte oczy od
razy mówiły o zmęczeniu. Wypuściła z ust kłębek dymu i zgasiła peta w
zapełnionej już popielniczce.
Faye podeszła bliżej, opierając się biodrem o
futrynę i bacznie obserwując ruchy swojej matki.
- Kręciłam się po mieście. Po prostu
spacerowałam.
Kobieta podniosła głowę i spojrzała spod byka
na swoją córkę, której zachowanie doprowadzało ją czasami do obłędu.
- Mówiłam ci, żebyś nie wracała tak późno.
Proszę cię o to od dłuższego czasu. Całymi dniami nie ma cię w domu. – ze
zdenerwowania podniosła ton głosu.
- Ciebie też. – Faye odburknęła cicho pod
nosem, czekając na reakcję matki. Założyła ręce na piersiach i wzięła głęboki
oddech. Wyglądała niczym naburmuszona dziewczynka, której zepsuła się ulubiona
lalka.
- Dobrze wiesz, że pracuję i ..
- Bierzesz nawet nadgodziny. – wtrąciła się w
zdanie – Zresztą teraz najmniej mnie to obchodzi. Rób co chcesz i przynajmniej
pozwól mi robić to samo.
Odwróciła się na pięcie, kierując się na
schody. – Dobranoc . – wydusiła z siebie ostatnie słowo i zniknęła za białą
ścianą, nie słuchając dalszych wywodów matki.
Zmęczona weszła do swojego azylu, zapalając
nocną lampkę. Z trudem powstrzymywała naciskające się do oczu łzy. Rzuciła
torebkę w kąt i od razu położyła się na łóżko, mocno wtulając się w pościel,
której zapach jako jedyny sprawiał, że czuła się bezpieczna. Nie potrzebowała
dużo czasu, by oddać się w świat Morfeusza, niegdyś krainy bezpieczeństwa,
która z czasem stał się dla niej horrorem.
oł łał, to jest świetne, wczułam się zupełnie i całkowicie, kiedy nagle... koniec.
OdpowiedzUsuńpostać Faye nieco mnie irytuje, tzn. może to dlatego, że nie podzielam jej poglądów. za to ten brunet... czuję, że jeszcze się pojawi. wręcz jestem pewna. czekam więc na trójkę!
wow *.* pięknie piszesz... :> czekam na więcej ;)
OdpowiedzUsuńTo mój ulubiony rozdział!:*
OdpowiedzUsuń